Gdzie szukać dobrego contentu? Oto jest pytanie!

To trochę, jak Szekspirowskie: Być albo nie być? Oto jest pytanie! Dlaczego? Ponieważ strona internetowa bez dobrego contentu nie istnieje. Po pierwsze nie jest widoczna w sieci. Po drugie, w dobie, kiedy firmy dwoją się i troją, aby zadbać o klienta, marka skupiająca się jedynie na sprzedaży produktów staje się coraz mniej godna zaufania. I, niestety, ten brak zaufania powoduje, że wyniki sprzedażowe często zaczynają pikować w dół.


Płakać nad rozlanym mlekiem? Nie ma sensu!

O roli contentu pisałam już wcześniej. Chcecie link? A więc znajdziecie go tutaj. Dziś jednak chciałabym się skupić na tym, gdzie tego contentu szukać. Pewnie niektórym z Was już na samą myśl przechodzą ciarki po plecach. Być może kiedyś zainwestowaliście w treść na stronę internetową i nic z tego nie wyszło, bo teksty swoim przekazem dorównywały sucharom z Familiady. Klienci? No cóż, zamykali oczy albo po prostu kurtuazyjnie udawali, że ich nie widzą. Przerysowałam tę sytuację. Nie zmienia to jednak faktu, że content często nie spełnia Waszych oczekiwań. Ale, ale, moi drodzy, jak mawia wspomniany już wielki William Szekspir: Mądry człowiek nie opłakuje przegranej, lecz żywo szuka sposobu, jak wyleczyć odniesione rany.

Chcecie mieć dobry content? Dajcie więc spokój pani Wandzie z działu finansów

Pozwólcie, że przez chwilę skupię się na tych, którzy contentem się mocno rozczarowali. Pamiętacie, skąd go wzięliście? Być może zleciliście pani Wandzie z działu rachunków, żeby w przerwie między jednymi obliczeniami i drugimi, napisała coś na temat Waszej firmy. Albo wprowadziła do CMS-a opis produktów. Odpuściliście pisanie pracownikom i znaleźliście copywritera na portalu ogłoszeniowym? To trop równie zgubny, jak ten z panią Wandą. Dlaczego? Ponieważ korzystając z takich usług, nigdy nie macie pewności, kto jest usługodawcą. Może osoba po drugiej stronie ekranu właśnie kończy gimnazjum, a może dorabia do emerytury? Albo jest świeżo upieczoną mamą, która coś tam pisze, kiedy jej latorośl ucina sobie popołudniową drzemkę. Jest sama sobie wszystkim i końcem wszystkiego.

Wiecie już, co chcę Wam powiedzieć? Mniej więcej tyle: każdy z nas kiedyś zaczynał swoją przygodę zawodową. I pewnie wśród tych osób, których usługi copywriterskie znajdziecie na portalach ogłoszeniowych, trafi się ktoś, kto dostarczy Wam content zapierający dech w piersiach i zrywający kapcie z nóg. Tylko, że… Przecież Wy chcecie mieć pewność, że tak będzie. Zwiększcie więc swoją szansę na znalezienie profesjonalisty i poszukajcie osoby, która żyje z tworzenia treści – jest zawodowcem. Nie musicie przyjść do mnie, chociaż… Będzie mi bardzo miło, jeśli zdecydujecie się mi zaufać.

Agencja reklamowa? Brzmi kusząco…

Oj, jakże słodko się zrobiło. A więc pora na łyżkę dziegciu. Dla mnie i dla Was. Już wyobrażam sobie, jak zza ekranu niektórzy z Was z wypiekami na policzkach mówią, że przecież zaufali, że znaleźli profesjonalistów, że zapłacili połowę miesięcznego przychodu firmy za content. I dostali sieczkę. A miało być tak pięknie, bo agencja reklamowa, interaktywna, medialna czy jakby ją nie nazywać, obiecała świetne treści. Tak było? A zatem pora na mój komentarz. Uwielbiam agencje reklamowe, interaktywne, marketingowe i inne za ich omnipotencję. Za to, że są w stanie dostarczyć content, grafikę, zrobić reklamę, postawić sklep online, stronę internetową, zadbać o SEO, wyprowadzić klientowi psa i odwiedzić jego babcię w szpitalu. Problem w tym, że treść jest tu jedną z wielu zmiennych. I to w dodatku taką, której nie poświęca się zbyt wiele uwagi, chociaż wszyscy wiedzą, że jest ważna. Ale przecież copywriterowi trzeba słono zapłacić, więc… Pisać każdy umie, niech Antek od reklamy na Facebooku coś skleci. To trochę jak ze wspomnianą panią Wandą… I jakoś tak trudno zrozumieć, że pisać to mało, trzeba pisać do rzeczy.

Copywriter w głuchym telefonie

A jeśli nawet na straży czuwa specjalista od treści, to uwierzcie mi na słowo – on z klientem nie rozmawia. Copywriterowi najczęściej przekazuje się określone wytyczne. Pół biedy, jak na drodze między specjalistą od tekstu i klientem stoi jedna osoba. Jeśli jest ich więcej – mamy głuchy telefon. W rezultacie klient chce artykuł blogowy na temat właściwości zdrowotnych bakłażana, a otrzymuje przepis na kiełbasę z miłosną gruszką. Inną kwestią jest to, że inwestując w agencję reklamową, nie wiecie, jaki copywriter ją reprezentuje. Może jest to osoba u schyłku, a może na początku swojej kariery? Oczywiście powinien to być specjalista z krwi i kości. Powinien, ale w praktyce różnie to bywa. To tyle na temat agencji. Pozwólcie, że resztę uczynię milczeniem.

Jak działają platformy copywritingowe?

Platformy copywritingowe. Słyszeliście o nich? Powiem tak: choć to szaleństwo, lecz jest w nim metoda! Ale, ale, nie popadajcie w euforię. Mogę z czystym sumieniem polecić Wam tylko jedną z takich platform. GreatContent. Nie lokuję produktu – jeśli przyszło Wam to na myśl. To jest miejsce, które znam od strony autora. Wiem, że od tego ostatniego dużo się wymaga. Klient może dodatkowo wybrać sobie usługę korekty – w tym przypadku tekst zostanie sprawdzony przez osobę, która go nie tworzyła. O tym, jak bardzo jest to ważne, napiszę w innym artykule. Wspomniana platforma dba o to, aby autor dostał ścisłe wytyczne. Jeśli coś jest dla niego niezrozumiałe – może zwrócić się do suportu o pomoc. Każdy copywriter po oddaniu zlecenia jest oceniany, a Wy macie wgląd do tych ocen.

Tego unikajcie! Nawet jeśli będą chcieli Wam dopłacić i pogonią za Wami przez Facebooka!

A teraz czego nie polecam. Jest coś takiego jak GoodContent. Celowo napisałam ostatnie zdanie w ten sposób. „Coś takiego”, bo szczerze trudno nazwać to platformą copywritingową z prawdziwego zdarzenia. Jest to serwis, w którym znajdziecie tysiące kont autorów. Ile z nich jest aktualnych – to może lepiej przemilczmy. Platforma nie prowadzi żadnej weryfikacji autorów. Może na niej działać każdy, kto napisze tekst próbny. Uwaga! Ma to być tekst na około 50 słów! A co ze stawkami? Może i zachwycają klientów, ale copywriterów już nie. Uwierzcie mi, żaden rzetelny specjalista od tworzenia treści, nie będzie pisał 1000 zzs za 2 złote. To nie jest możliwe. Miałam nawet o GoodContent nie wspominać. Zrobiłam to tylko z jednego powodu – serwis skupia się na trąbieniu o swojej niezawodności wszędzie, gdzie jest to możliwe, dlatego istnieje duża szansa, że pozwolicie się naciąć. No cóż… Jak mawia nasz główny bohater dzisiejszego artykułu: Puste naczynia robią najwięcej hałasu.

Najprostsza metoda jest najlepsza? Gdzie znaleźć copywritera?

Wszystko dobre, co się dobrze kończy, a zatem reasumując: gdzie znaleźć treść na stronę internetową? Ze swojej strony radzę Wam szukać doświadczonych copywriterów. Najlepiej, jeśli specjalizują się wyłącznie w contencie. Postawcie na osoby, które mogą okazać się portfolio, albo napisać dla Was tekst próbny. Czasem naprawdę warto za niego zapłacić, żeby nie kupić kota w worku. Wybierajcie takich copywriterów, z którymi możecie skontaktować się bez pośredników. Jeśli mają zgłoszoną działalność – bardzo dobrze! Wiadomo wówczas, że żyją z tworzenia treści i produkują ich mnóstwo. Wbrew pozorom wcale nie są gatunkiem wymarłym. A teraz pozwólcie, że ostatni raz przytoczę mistrza:

Niech ryczy z bólu ranny łoś,

Zwierz zdrów przebiega knieje,

Ktoś pisze, by czytać mógł to ktoś,

To są zwyczajne dzieje!

I… Zostawiam Was samych z moimi przemyśleniami, bo idę wypić kawkę z Szekspirem.

Kurtyna!